Nie moglam sie nasycic pieknem tego pokolonialnego miasta,wstawalam o 6 i caly dzien spacerowalam,posilki staralam sie jesc tam gdzie mieszkancy,z roznym skutkiem..jedzenie drogie i smaczne..zamiast ziemniakow plantain albo ryz z fasola,specjalnoscia wyspy jest pieczony prosiak,gdzie nie poszlam wszedzie oferowano mi mofongo czyli purre ze smazonego,zielonego banana,doprawionego czosnkiem i faszerowanego wolowina lub kurczakiem z krewetkami..miam mniam..do tego salata i pomidory.Mrok zapadal kolo 19,bo przeciez pora deszczowa a ja po wypiciu szklaneczki rumu Don Q lub Baccardi (produkcja miejscowa) zatracalam sie w objeciach Morfeusza.
No comments:
Post a Comment